Nienawidzę swoich studiów!

Kilkumiesięczne przygotowania, następnie maraton egzaminów maturalnych, później stres podczas czekania na wyniki. Ale jednak! Udało się! Zdałam maturę! Teraz tylko komplet dokumentów do złożenia w dziekanacie, odbiór indeksu i pięć lat wytrwałej nauki. Niestety w trakcie okazało się, że nienawidzę swoich swoich studiów…

Wymarzone studia

Dla licealisty studia często stanowią mityczny okres życia, kiedy wreszcie zaczyna się robić to, co się kocha. Na przykład zapalona klasowa artystka wreszcie będzie mogła wyżyć się na ASP, szkolnego laureata konkursów literackich z pewnością pochłonie program nauczania w Instytucie Polonistyki, a co drugi geek wybierze informatykę. Podobno najważniejsze jest robić coś, co nas pasjonuje. Problem w tym, że wyobrażenia o studiach bywają bardzo oderwane od rzeczywistości, a zderzenie z nią bywa nie raz bolesne i wywołuje panikę w świeżo upieczonych studentach. Artystka na ASP dowie się, jak bardzo nie lubi teorii sztuki, tak samo jak młody literat językoznawstwa diachronicznego, a informatyk fizyki. Często po pierwszej sesji następuje kryzys i okazuje się, że nawet wymarzone studia nie są tym, czego pragnęliśmy.

Wybór z rozsądku

Drugim znanym przypadkiem są studia wybrane z rozsądku. Znana jest powszechna rada rodziców: „Idź na prawo.” albo „Zostań inżynierem” i nieważne, czy nas to interesuje czy nie, idziemy tam, bo wydaje się to najlepszym rozwiązaniem. Jeżeli nie mamy innego pomysłu to w porządku. Gorzej jeżeli marzyła nam się szkoła filmowa albo filozofia. Wtedy studia potrafią być prawdziwą męczarnią, choć ludzie którzy zdecydowali się na tak racjonalne pokierowania własną przyszłością zwykle podołają wyzwaniu. Bo tak naprawdę… każdy kierunek oferuje nam coś, co w jakimś stopniu może zainteresować.

Nie ma kierunku idealnego

Oczywiście każdy student lubi przejaskrawiać fakty na temat swoich studiów. Każdy wykładowca się na niego uwziął, egzamin zdał na trzy, ale to nic, bo większość w ogóle nie zdała, na egzaminie ustnym pytał, o to, czego nie było na ćwiczeniach. To normalne. Każdy lubi sobie czasem ponarzekać. I najczęściej na tym się kończy. Gorzej jeżeli stan niezadowolenia nie mija i planujemy rzucić studia. Wbrew pozorom to też jest jakieś wyjście.

Rzuciłem studia

Często rzuca się studia ot tak, żeby pozbyć się problemu ciągłych kolokwiów, prezentacji i esejów, które ciążom nam niczym miecz nad głową. Wbrew pozorom nie jest to jednak wystarczający powód, dla którego nagle pozbawiasz się jakieś celu i możliwości uzyskania wyższego wykształcenia. Rozejrzyj się za możliwościami, jakie kryje twoja uczelnia. Jeżeli masz kilka niezaliczonych egzaminów nikt nie będzie tak naprawdę sprawiał problemów, żebyś zdał je w drugim albo w trzecim terminie. Często warto porozmawiać z wykładowcami, których unikaliśmy przez cały semestr, okazać skruchę i wybłagać trójkę. Uwłaczające, ale w końcu nikomu nie zaszkodzi.

Jeżeli zadecydowałeś, że jednak chcesz rzucić studia – wymyśl plan B. Jeszcze przed decydującym krokiem wymyśl, co chcesz robić dalej: wolontariat zagraniczny, szkoła policealna, praca, studia wieczorowe lub dzienne, wtedy nie „wyjdziesz z obiegu” i nie pozostaniesz bez planu na życie, co w gruncie rzeczy często grozi młodym ludziom, którzy rzucili studia. No i najważniejsze: nie przerywaj studiów w połowie semestru. Szanuj swój czas, który poświęciłeś na i jeżeli zostało ci raptem kilka miesięcy do ukończenia kolejnego roku akademickiego to warto go skończyć. Nigdy nie masz pewności, czy plan B na pewno i nie będziesz chciał wrócić na stare studia. Tutaj poniekąd polecę swojego znajomego i dam dodatkową radę. Jeśli jesteście z Zachodniopomorskiego, polecam gabinet (odnośnik do oferty) poradnia psychologiczną w Szczecinie – lub dowolną inną w Waszym regionie. Tę po prostu znam. Dlaczego? Otóż często kiedy nie wiemy co zrobić z naszym życiem, osoba która ma doświadczenie w podobnych sytuacjach pokieruje nas tam gdzie powinniśmy lub chciałybyśmy być. Nie obawiajmy się że to coś wstydliwego. Podczas pobytu w Stanach najbardziej zaskoczyło mnie właśnie to że praktycznie każdy ma tam swojego prywatnego opiekuna psychologa. Za kilka lat u nas będzie podobnie.

Ale co ja po tym będę robił

To odwieczne pytanie, które często stawiają sobie studenci, którzy zbliżają się do licencjatu albo magisterki. Przeszli już pierwsze rozczarowania (np. dowiedzieli się, że polonistyka nie polega tylko na czytaniu Gombrowicza) i nauczyli się poruszać w skomplikowanym środowisku akademickim. Wiedzą, na co zwrócić uwagę podczas nauki do egzaminów i w gruncie rzeczy sesje nie są dla nich tak dużym stresem jak dla ich młodszych kolegów. Pojawia się jednak zmora przyszłego bezrobocia. Okazuje się, że tak naprawdę żałują, że nie poszli na tzw. „przyszłościowy kierunek”, który zagwarantowałby im miejsca pracy bez kiwnięcia palcem…

No tak. Wiadomo, że tak chciałby każdy, ciekawe tylko, dlaczego nie wiadomo do końca, o jaki kierunek chodzi. Na szczęście coraz mniej dziwi nas bezrobotny inżynier i dobrze zarabiający humanista (bo to, że humaniści zasilają szeregi bezrobotnych jest już wiadome od dawna). Jest takie powiedzenie, że ludzie dzielą się na samouków i nieuków. Trochę w tym prawdy. Wszystkiego musimy nauczyć się sami, nikt nie będzie nas do niczego zmuszał. Pewnie nie raz spotkamy jeszcze w życiu weterynarza, który został grafikiem komputerowym albo informatyczki, która zaczęła pisać książki dla dzieci tylko dlatego, że sami się zdecydowali się podążać za swoją prawdziwą pasją. Studia nie określają w pełni naszej przyszłości.

Odpowiednia taktyka

Próbuj wszystkiego. Często, jeżeli na własnej skórze nie przekonasz się, że jakiś kierunek nie jest dla ciebie, to nie uwierzysz. Uświadomiłeś sobie, że chcesz koniecznie pójść na medycynę, ale uważasz, że jesteś za słaby? Spróbuj, najwyżej się nie uda i albo nabierzesz więcej motywacji do kolejnej próby, albo dasz sobie spokój. Nie przerywaj studiów tylko dlatego, że ci się nie chce… Zagrożenie, że będziesz żałował – bardzo prawdopodobne. Jeżeli przeczekasz do końca roku akademickiego, emocje opadną i będziesz mógł wybrać na spokojnie dalszą drogą kształcenia. A może okaże się, że już wybrałeś tę właściwą.

*** Jak zapewne zauważyliście (zauważyłyście :)) tekst pisany jest do -NIEGO- a nie do -NIEJ-. Panowie, nie bierzcie tego do siebie, po prostu gro przypadków z którymi się spotkałam dotyczyło męskiej części studentów: są oni chyba bardziej śmiali i z większą pewnością podejmują pewne decyzje, m.in. właśnie rezygnację z wcześniej obranego kierunku.

Dodaj komentarz