Hołunia to miasteczko leżące parę kilometrów na wschód od mojego miasta. Nie raz wybieraliśmy się tam z rodziną jak byłam mała. Fajnie było znowu je zobaczyć. Lubię wracać co jakiś czas do znanych z dzieciństwa miejsc. W jakiś sposób wciąż są dla mnie ważne. Ciężko jest wytłumaczyć takie nostalgiczne uczucia komuś, kto pewnie nigdy nie widział moich ulubionych miejsc na oczy. Z drugiej strony, może każdy z Was ma swoją Hołunię?
Nie mogę powiedzieć, że z obiektywnego punktu widzenia jest tam wiele ciekawych rzeczy. Na pewno uwagę przykuwa kościółek, który stoi w samym środku osady. Ma on dobre paręset lat. Został stosunkowo niedawno odrestaurowany i jego mury wyglądają teraz bardzo ładnie. Jeszcze dekadę temu nieco straszył, robiąc nieco ponure wrażenie. Chyba nie jest dobrze, aby kościół wyglądał nieprzyjaźnie i niedostępnie. Z drugiej strony, wierni tak czy inaczej będą odwiedzać go co niedzielę. Estetyka nie ma dla nich większego znaczenia, zwłaszcza, jeśli proboszcz poprosiłby ich o finansowanie upiększeń.
Wybrałam się do miasteczka rowerem, wraz z moją przyjaciółką, Elizą. Droga była bardzo przyjemna. Wybrałyśmy trakt prowadzący przez gęsty las, który daje bardzo przyjemną osłonę przed słońcem o tej porze roku. Była ona nieco dłuższa niż łatwo dostępna trasa, ale za to ruch samochodowy nie dawał nam się we znaki. Było bardzo cicho, tak, że aż byłam zaskoczona. Słychać było jedynie szum liści, śpiew ptaków i oczywiście naszą wymianę zdań, którą niespiesznie prowadziłyśmy.
Na miejscu znalazłyśmy kawiarnię, gdzie dało się usiąść i dalej spokojnie prowadzić rozmowę. Skąpane w słońcu miasteczko wyglądało świetnie. Widziałyśmy bardzo niewielu mieszkańców, wydaje mi się, że większość z nich odpoczywała gdzieś w domach. Pogoda świetnie nadawała się na wycieczkę rowerową, ale chyba gorzej się w niej pracowało.
Wiele budynków nie zmieniło się, niektóre zostały przemalowane na jaśniejsze kolory. Widziałyśmy parę nowych domów. Być może to ludzie z większego miasta szukają tutaj odpoczynku od jego zgiełku. Jeśli jesteście z Warszawy to możecie spokojnie polecieć na weekend do Hiszpanii (tanie loty już 79zł!) – też się sprawdzi. Jednak osoby które nie lubią latać (lub mają pecha podobnie jak ostatnio Ania K.którą uratował właściciel jednego parkingu – to już temat na inną historię, poza tym to znajomy jej ojca) powinny znaleźć sobie takie miejsce. Dzięki niemu chociaż na chwilę się oferwiemy od rzeczywistości. A jak wiemy to właśnie w takich momentach odpoczywamy najmocniej.
ps. ostatnie zdanie jest preludium do mojego życia ostatnimi czasy – tylko praca i praca, nie ma chwili żeby usiąść. A przecież są wakacje… :/